Wyobraźcie sobie przestrzeń porównywalną do Magnolia Park – nie jako tętniącą życiem galerię handlową, lecz jako pustą, martwą bryłę. Ogromną jak lotnisko. Teraz wypełnijcie ją 250 000 tonami odpadów budowlanych, przemysłowych i niebezpiecznych (szczelnie od podłogi po dach). Każdy centymetr sześcienny zawalony. Zero powietrza… Taka masa odpadów to nie fikcja – to możliwa rzeczywistość sortowni EKO-LOGIS przy ul. Stargardzkiej.
Zielony Wrocław pod odpadową presją
Po zaledwie sześciu miesiącach działalności, jedna taka przestrzeń o kubaturze zbliżonej do Magnolii wypełniona byłaby po brzegi. Po roku – dwie! Dwie pełne, zabetonowane odpadami hale, wielkości największej wrocławskiej galerii. A teraz – wyobraźcie sobie, że cały ten gigantyczny wolumen ma zostać przerzucony na plac przy Stargardzkiej 12. Tak, według słów pani dyrektor Świątek z Urzędu Marszałkowskiego – cała ta operacja ma się mieścić na powierzchni tej firmy. Jak?
Czy naprawdę Wrocław ma stać się odpadowym hubem regionu? Czy miasto, które nie wytwarza takiej masy odpadów, powinno przyjmować odpady z całego Dolnego Śląska, a może i spoza niego? Bo skala działalności EKO-LOGIS wykracza daleko poza potrzeby miasta. To, co trafia na Stargardzką, zwożone jest setkami ciężarówek. Te pojazdy – wielotonowe kolosy – każdego dnia miażdżą ulice, generują hałas, kurz, zagrożenie. Mieszkańcy liczą setki przejazdów dziennie. I zadają jedno pytanie: czy Urząd Marszałkowski naprawdę dba o zielony Wrocław? O czyste powietrze? O zrównoważony rozwój?
Bo jeśli tak wygląda kontynuacja, to czym będzie rozbudowa? I czy miasto zdąży się obudzić, zanim to porównanie nie będzie się odnosiło do wielkości dwóch centrów handlowych, ale do trzech, czterech, pięciu i stanie się śmietnikiem za płotem naszych domów. Zero wolnej przestrzeni. To właśnie będzie roczna skala działalności sortowni EKO-LOGIS przy ul. Stargardzkiej 12: 250 000 ton odpadów, legalnie, z zezwoleniem. Zakład działa tuż obok, przyjaznych usług, przedszkola, zabudowy wielorodzinnej i planowanego osiedla na 1500 mieszkań. Oficjalnie: nic się nie zmienia. W dokumentach: „kontynuacja”. W rzeczywistości: rozbudowa w przemysłowej skali na oczach całego miasta, która – jak pokazują kontrole – już wcześniej wywoływała skażenia, uciążliwości i strach.
Mieszkańcy wrocławskiego osiedla Kuźniki, od miesięcy żyją z perspektywą rosnącej góry odpadów. Tuż za ogrodzeniem ich domów, przy ulicy Stargardzkiej 12, działa sortownia odpadów firmy EKO-LOGIS. Gdy dowiedzieli się o planach rozbudowy zakładu, postanowili bić na alarm.
„Mieszkańcy wrocławskiego osiedla, przy pomocy petycji, wzywają władze Urzędu Marszałkowskiego do podjęcia natychmiastowych działań w sprawie sortowni odpadów przy ulicy Stargardzkiej. Obawiają się, że planowana rozbudowa zakładu pogorszy warunki ich życia” – tak zaczynał się artykuł opublikowany na lokalnym portalu, zatytułowany „Obawa o przyszłość”.
Społeczność Kuźnik, osiedla położonego tuż obok sortowni, była zszokowana faktem, że tak uciążliwy zakład ma tak drastycznie zwiększyć przerób. – Nawet jeśli zakład miałby dalej działać, to nie w ten sposób – podkreślali mieszkańcy w petycji, wyrażając obawy o zdrowie swoich rodzin i przyszłość okolicy. Ich apel, podpisany przez licznych mieszkańców, trafił do wrocławskiego ratusza. Rosła determinacja, by dowiedzieć się, co tak naprawdę dzieje się za bramą przy Stargardzkiej 12.
Niepokojący obraz z kontroli
Dziennikarskie śledztwo w tej sprawie, przyniosło dostęp do dokumentów, które rzucają nowe światło na działalność sortowni. Dotarliśmy do ustaleń Straży Miejskiej Wrocławia, dotyczących zakładu EKO-LOGIS przy ul. Stargardzkiej 12. Analiza interwencji podjętych na tym terenie w latach 2021–2025 oraz towarzyszącej im dokumentacji fotograficznej, maluje obraz zgoła odmienny od uspokajających zapewnień inwestora.
Z raportów Straży Miejskiej wynika, że sortownia odpadów (w tym odpadów niebezpiecznych) EKO-LOGIS była prowadzona w sposób niezgodny z przepisami i warunkami wydanych zezwoleń. W latach 2019–2025 doszło tam do licznych naruszeń z zakresu gospodarki odpadami, ochrony środowiska gruntowo-wodnego, a także przepisów porządkowych i przeciwpożarowych. Innymi słowy – przez ostatnie lata wielokrotnie łamano prawo, mające chronić mieszkańców i przyrodę.
Co kryje się za tymi ogólnymi stwierdzeniami? Kontrole Straży Miejskiej ujawniły realne oddziaływanie sortowni na środowisko. Stwierdzono m.in. zanieczyszczenie gruntu substancjami niebezpiecznymi, zaśmiecanie okolicy odpadami, uciążliwość zapachową i pyłową, a także potencjalne zagrożenie pożarowe. To, na co mieszkańcy skarżyli się od dawna – wszechobecny odór, chmury kurzu, lęk przed pożarem – zostało „czarno na białym” potwierdzone w oficjalnych protokołach.
Ten niepokojący obraz stoi w jaskrawej sprzeczności z deklaracjami, jakie EKO-LOGIS składał w dokumentach urzędowych. W procedurze administracyjnej dotyczącej nowego zezwolenia dla sortowni przekonywano, że działalność nie spowoduje “braku nowych oddziaływań” na środowisko, a proces sortowania jest w pełni pod kontrolą. Rzeczywistość pokazała jednak co innego – kontrolerzy miejscy odsłonili kulisy, które każą powątpiewać w zapewnienia spółki.
Nieprawidłowości na drodze. Niespójności w dokumentach, zaniżone transporty
Nie tylko sama sortownia budzi kontrowersje. Równie niepokojący obraz wyłania się z działalności transportowej EKO-LOGIS. Z dokumentów Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego oraz danych z rejestru BDO wynika, że firma miała poważne trudności z prowadzeniem rzetelnej i zgodnej z przepisami ewidencji transportu odpadów.
Pierwszy problem: brak wymaganych dokumentów w pojazdach. Podczas jednej z kontroli kierowca ciężarówki przewożącej odpady nie posiadał wypisu z licencji transportowej – dokumentu obowiązkowego przy każdej komercyjnej działalności przewozowej. Mandat opiewał na 200 zł. Niby niewiele, ale to tylko wierzchołek problemu. Kontrolerzy ITD ujawnili także nieprawidłowości w dokumentacji kierowców, w tym brak wpisu kraju do tachografu czy jazdę z nieaktualnym badaniem technicznym przyczepy. W niektórych przypadkach kończyło się to zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego i odstawieniem zestawu na parking strzeżony. To środek zarezerwowany dla pojazdów, stwarzających ryzyko na drodze.
Jeszcze poważniejsze zastrzeżenia dotyczą jednak systemu BDO (Baza Danych o Odpadach). W analizowanych wpisach pojawiały się niepełne lub rozbieżne karty przekazania odpadów. To może wskazywać na niedoszacowanie rzeczywistej liczby kursów i mas transportowanych odpadów. W praktyce oznacza to, że na papierze wszystko wyglądało zgodnie z przepisami, ale w rzeczywistości liczba transportów mogła być znacznie wyższa, niż deklarowana. Bez precyzyjnych danych w BDO, nie sposób zweryfikować ile łącznie odpadów przewieziono, gdzie dokładnie trafiały i czy całość miała legalne potwierdzenie przekazania.
Ten brak przejrzystości i powtarzające się uchybienia administracyjne w przewozach, podważają wiarygodność całego systemu zarządzania strumieniem odpadów. A przede wszystkim – rzucają cień na jakość nadzoru i bezpieczeństwo mieszkańców. Bo jeśli dokumenty nie oddają skali działalności, to również skala zagrożeń może być większa, niż zakładano.
Kontynuacja czy rozbudowa?
Mimo licznych problemów odnotowanych przez służby, firma EKO-LOGIS konsekwentnie zabiegała o formalne przedłużenie i rozszerzenie swojej działalności. 25 lipca 2025 r. Marszałek Województwa Dolnośląskiego wydał decyzję nr O 288/2025, udzielając EKO-LOGIS zezwolenia na zbieranie i przetwarzanie odpadów przy ul. Stargardzkiej we Wrocławiu. W uzasadnieniu tej decyzji stwierdzono jednak coś zaskakującego: działalność przedsiębiorstwa określono jako „kontynuację” dotychczasowego przedsięwzięcia. Innymi słowy, oficjalnie uznano, że nic się nie zmienia – zakład ma funkcjonować tak, jak dotąd, tylko na podstawie nowego zezwolenia.
To jedno słowo – kontynuacja – ma ogromne znaczenie. Dzięki takiemu sformułowaniu zakres postępowania administracyjnego i oceny oddziaływania na środowisko został ograniczony wyłącznie do zbierania i przetwarzania odpadów budowlanych oraz komunalnych. Skoro według dokumentów firma nie planowała żadnej nowej działalności, uznano, że nie jest konieczne przeprowadzenie pełnej procedury środowiskowej, jaką stosuje się przy nowych lub znacząco rozbudowywanych instalacjach. Zakład zadeklarował bowiem brak zmian względem wcześniejszych pozwoleń – po prostu chce dalej robić to, co robił – a urzędnicy przyjęli te zapewnienia za dobrą monetę.
Zdaniem mieszkańców i społeczników, takie postawienie sprawy to niebezpieczne uproszczenie. Uważają oni, że EKO-LOGIS de facto planuje rozbudowę, która zwiększy uciążliwość zakładu, nawet jeśli na papierze wszystko pozostaje „po staremu”. Skala działalności mówi sama za siebie. Według wydanego zezwolenia, maksymalna łączna ilość odpadów przetwarzanych na terenie sortowni może sięgnąć aż 250 000 ton rocznie. To ćwierć miliona ton odpadów w ciągu roku – liczba wręcz trudna do wyobrażenia.
Dla porównania, jest to rząd wielkości porównywalny z ilością odpadów, jaką produkuje średniej wielkości miasto, lub odpowiadającą wypełnieniu tysiącami ciężarówek. Ćwierć miliona ton odpadów rocznie tuż obok domów jednorodzinnych! Ta perspektywa napawa lękiem wielu okolicznych mieszkańców. Czy w istocie mamy do czynienia tylko z kontynuacją, czy jednak z zakamuflowaną rozbudową? To pytanie, które zadają dziś nie tylko mieszkańcy Kuźnik, ale i miejscy aktywiści śledzący sprawę.
Gdy pęka ostatnia tama
Im więcej niewygodnych faktów wychodziło na jaw, tym bardziej zaostrzał się konflikt na linii firma – społeczność lokalna. Niestety, EKO-LOGIS zamiast próbować uspokoić nastroje i podjąć dialog z mieszkańcami, obrał kurs konfrontacyjny. Gdy pierwsze publikacje prasowe ujawniły skalę nieprawidłowości w sortowni przy Stargardzkiej, firma zareagowała ostrą obroną. Pojawiły się próby zastraszania dziennikarza sądem za nagłaśnianie sprawy.
W całej tej historii — z decyzjami, które uznają za „kontynuację” coś, co rośnie do przemysłowej skali, z dokumentami które nie pokazują całej prawdy, z kontrolami, które kończą się notatką i mandatem — jest jeszcze jeden strażnik. To dziennikarz, który wciąż stoi między interesem publicznym a zupełną bezkarnością.
Gdy zawiodą procedury, gdy milczą urzędy, a mieszkańcy odbijają się od kolejnych drzwi, pozostaje pytanie zadane publicznie, ujawnione zdjęcie, kopia pisma, nagłośniony raport. Dziennikarz nie jest wrogiem przedsiębiorcy. Ale bywa ostatnią tamą. Jeśli ta tama pęknie — nie zostanie już nic, co chroni ludzi przed skalą, która przerasta zdrowy rozsądek. A wtedy 250 000 ton, to nie będzie tylko statystyka. To będzie koszt, który zapłacimy my wszyscy. W powietrzu, w ziemi i w ciszy, której już nie będzie.
redakcja
